sobota, 3 maja 2014

chciałem mieć srebrną skórę i Alfę.


Jest 2:36, klepię w klawiaturę. Nie wiem, czy mam wenę z racji nocnej ciszy, czy to ten wermut. Nie wstrząsnąłem, nie zmieszałem, więc to raczej kwestia nocy. Chciałem zająć się zleceniem, które dotyczy 250 artykułów na temat wymiany sworznia, oleju i filtrów klimatyzacji. Odpuściłem, bo zamiast napisać poradniki, stworzyłbym śmieszne lub dołujące opowiastki. 


Widzisz ten korek od zbiornika? Odkręć go. Tak, jakbyś chciał komuś wyrwać serce, przekręć i pociągnij. A teraz wlej olej, z namiętnością równą wstrzykiwania kwasu w jądro zła tego świata. 


Dobra. Czyli dobrze zrobiłem, logując się na platformę bloggera. 


Mając może z 6-7 lat, moje BMI było poniżej normy, nosiłem okulary jak Tom Cruise, w Top Gunie. Sęk tkwił w tym, że moda retro nie była wtedy modna, a moje okulary nie były przyciemniane. Miały skorygować wadę wzroku, jaką jest dalekowzroczność. Po paru latach przestałem nosić okulary i powiem Wam... odczuwam teraz te lata. Ale spoko, mamy 3 maja, termin wizyty u okulisty  ustalony na 9 września. Jako młodziak byłem bardzo nieśmiały, niepewny i chyba trochę zagubiony. Moja przedszkolna miłość miała mnie głęboko (nie w sercu), moje nazwisko nie brzmiało poprawnie: zamiast Gappa, to Gapa, Gapiszon. Dzisiaj by mi to nie przeszkadzało, wtedy owszem. W końcu, jak przywaliłem w papę jednemu z dręczycieli, to niesprawiedliwa przedszkolanka (do dziś pani nie lubię, pani Jolu) zaprowadziła mnie za karę do klasy specjalnej. Kojarzycie historię Bruce'a Wayne'a? Zanim został Batmanem, wpadł do jaskini nietoperzy. Czułem się podobnie, może nawet bardziej zagrożony. James Bond przeżył to samo. Po śmierci rodziców wszedł do tunelu, a gdy wyszedł, nie był już taki sam. W klasie oprócz dzieci, nie było nikogo. Siedziałem w kącie i wytężałem zmysły, by odpowiednio szybko zareagować, w razie ataku. Całe szczęście, dzieci były zajęte pożeraniem nowych kredek świecowych. Mimo przerażenia, czułem dumę. Przywaliłem, niczym niebieski Power Ranger, szubrawcy, który wyzywał mnie całe dwa lata. Zrobiłem obrót, wystawiłem moją malutką piąstkę i pizgłem mu w nos. Okulary do wymiany, nos do korekty. Niezapomniane słowa jednej z rówieśniczek:


- XYZ, ubrudziłeś się ketchupem?!


Nie, moja droga, to była jego krew. Koniec fascynacji, bo ktoś weźmie mnie za psychola. A ja tylko troszkę... Mając te parę lat, chciałem być cool. W teledyskach, jeden z piosenkarzy (nie powiem jaki, siara), nosił srebrną skórę. I wiecie co? Chciałem ją mieć. Wydawało mi się, że to coś świetnego. Podobnie jak i Alfa Romeo 156. Dostałem taką w skali 1:24, wyprodukowaną przez BBurago. Granatowa, z klasycznymi alufelgami, kogutami na dachu, w wersji Carabinieri. Tak, nadal uważam, że wygląda świetnie, ale jako, że nie mam własnego warsztatu, nie kupiłbym za nic Alfy. Chciałem też śpiewać i mieć rzeszę fanów. Jedyna rzesza, z jaką miałem do czynienia, to III Rzesza. Zainteresowałem się historią, byłem prymusem przez całą podstawówkę. W ogóle się nie uczyłem. Po prostu zbierałem najlepsze oceny. Oczywiście nie pomogło mi to w wzbudzeniu respektu, więc nadal byłem Gapą. Nadal nie chciał mnie żaden lachon. Poza jednym, ale ona pisała do mnie tylko liściki i miała dziwne imię. Wybitnym sportowcem też nie byłem. Poza jedną dyscypliną. Biegi! Tak, biegałem świetnie, co prawda na  60 i 100 metrów, ale zdobywałem świetne noty. Jeździłem na zawody, dostałem się na ogólnopolski finał na warszawskim AWF'ie. Niestety, padało, tartan był śliski, moja szkoła nie wyposażyła mnie w odpowiednie buty i byłem 36. Biegających była ponad setka, więc wcale nie najgorzej. W podstawówce chciałem być żołnierzem, przez krótki czas prawnikiem i informatykiem.





W gimnazjum zapuściłem włosy, zacząłem pisać wiersze i jeszcze bardziej zapragnąłem 'miłości'. Grzywa w tym nie pomogła, tak jak i w akceptacji przez nauczycieli. Po dwóch latach przeprowadziłem się do innego miejsca, zmieniłem szkołę. Wyszło na plus. Nie miałem już długich włosów, poznałem świetnych ludzi. Poszedłem do liceum, zaczęły się pierwsze imprezy. Nie w pierwszej klasie. Wtedy byłem zajęty pielęgnowaniem amour fou. Znacie to, miłość dążąca do zagłady. Po roku czar prysł, a ja zająłem się dbaniem o życie towarzyskie. W czwartek szedłem na dwa piwa. W piątek o 18:00 miałem już wyprasowaną koszulę, ułożone włosy i wygoloną klatę, skroploną perfumami. Oh, to co był za czas. Dorabiałem parę stówek miesięcznie, więc mogłem szaleć, jak na możliwości licealisty. Piwo? Niee, drineczki. W piątek się bawiłem, w sobotę zaczynałem nowe życie. W sobotę znowu się bawiłem, a w niedzielę umierałem, by popołudniu znowu się odrodzić. Niczym feniks, co tydzień umierałem rano, by wieczorem być świeży jak oddech po tanim winie. Wtedy nie myślałem kim będę. Wychodziłem z założenia, że skoro zawsze spadam na cztery łapy, to uda mi się znaleźć coś dla siebie. Po takim kilkumiesięcznym maratonie, nieco się ocknąłem i wychodziłem tylko w piątki. Okazało się, że za miesiąc miała być matura. Co ciekawe, zdałem ją lepiej, nie ucząc się przez 3 lata, niż Ci, którzy zakuwali na okrągło. Zatem... spadłem na cztery łapy. Zastanawiacie się gdzie wątek miłosny? Wierzcie mi, na Bloggerze też obowiązuje limit znaków. Po maturze chciałem zostać policjantem. Odkładałem sprawę, bo trafiła mi się świetna fuszka, a studiowałem zaocznie. Studiuję nadal, pracuję gdzie indziej, a rekrutacja trwa. Nie wiem tylko, czy chcę to robić. Macie tak, że gdy spotyka Was coś niemiłego, kilkakrotnie, stajecie się aspołeczni? No właśnie. Dlatego zacząłem myśleć o karierze politycznej. 

'kocham Polskę, a legia, legia, kur...!'

   Obchodzimy dzisiaj Święto Narodowe Trzeciego Maja. Dokładnie 223 lata temu ustanowiono w Polsce Konstytucję. Co prawda, nie uchroniła nas przed rozbiorami i bałwanami u władzy, ale była pierwszym takim dokumentem w Europie. A to już można śmiało lansować. Wczoraj , na portalu Newsweek Polska wyczytałem, że Twój Ruch przygotował już poprawkę Konstytucji. Między innymi, nie można byłoby nazywać gejów gejami, lesbijek lesbijkami, rozłożylibyśmy ramiona (i pewnie nogi) przed euro i zlikwidowalibyśmy Senat. Jeśli ktoś ma problem z nazywaniem homoseksualistów, to proponuję określenie 'waginosceptyk'. Tak, nie jestem tolerancyjny. Powinienem się wstydzić? Bardziej, niż dziecko wychowywane przez dwójkę ojców? Z upodobaniami seksualnymi powinno być jak z penisem: wiem, że go masz, ale niekoniecznie chciałbym go zobaczyć. Schemat identyczny, jak w przypadku rasizmu. Heteroseksualistę możesz obrażać ile wlezie, za to wyzwanie sympatyka innej orientacji jest już zbrodnią. Mniejszość ma rządzić większością? Nie w moim świecie, wybaczcie. Akceptuję homoseksualizm do momentu, gdy traktowany jest, hm, prywatnie. Gdyby każdy szanował swoją prywatność, ataków na poszczególne odłamy ideologiczne byłyby o wiele rzadsze. A jeśli ktoś lubi, gdy jest o nim głośno, niech liczy się z tym, że nie będą to tylko pozytywne głosy. 



   Jak to jest w naszej Ojczyźnie z patriotyzmem? Nie jest. Chyba, że niesłusznie uważam, iż lanie w mordę pozostałych kibiców, nie jest właściwym przejawem miłości do narodu. Jesteś księgowym? Masz dość nudnej pracy i despotycznej żony? Jedź na Marsz Niepodległości, spuść łomot paru gnojkom i wróć do domu. Czy źle to rozumiem? Są też tacy, którzy wywieszają upapraną flagę przed domem i dumnie unoszą głowę do góry, niczym Wołodyjowski szablę. Serio? Myślisz, że to wystarczy? To miłe, godne pochwały, ale niewystarczająco zadowalające. Moim zdaniem, patriotą można obecnie nazwać kogoś, kto świadomie idzie oddać głos w wyborach i zdaje sobie sprawę z matactwa, jakie w Polsce pasożytniczo się utrzymuje.



sobota, 26 kwietnia 2014

jaki pan, taki kram.

Parę dni temu, w Starostwie Powiatowym w Złotowie gościliśmy obiekt niezwykle upierdliwy. Wymagający stałego monitoringu, dużej powierzchni, nadzoru jakiejś odpowiedzialnej osoby i specjalnego środka transportu. Nie mówimy tutaj o posłance/pośle Grodzkiej/Grodzkim, choć opis mógłby na to wskazywać. Był to obraz, dokładniej kopia obrazu, a jeszcze dokładniej haft. Od tego, którego puszczasz po zmieszaniu wódki ze słabą głową, różnił się rozmiarem, kolorem (choć legendy o mistrzach krążą), kształtem i z pewnością pochłonął znacznie większą ilość pracy. Kopię Bitwy pod Grunwaldem wykonano metodą haftu krzyżykowego, w oryginalnych wymiarach (426x987cm), przez 35 ludzi, prace trwały 2 lata, reszty nagrania puszczanego na okrągło nie pamiętam. Pilnowałem kopii przez 3 dni, podczas gdy zwiedzić ją przybywały zorganizowane grupy szkolne, przedszkolne i nieszkolne. Muszę przyznać, nawet na człowieku o tak cynicznej osobowości jak ja, dzieło robiło wrażenie. Każde z 8 milionów ukłuć igłą stworzyło coś, co poza jaśniejszą kolorystyką, nie odbiegało od oryginału. Czyli jednak można coś wziąć, postawić sobie za wzór, i wykonać równie dobrze, nawet trudniejszą metodą. Dlaczego nie zrobiono tego samego z Polonezem? Być może, zamiast obrać za wzór Merca, wybrali Ładę jednego z projektantów. Podobnie z kapitalizmem i demokracją. Miało być świetnie, wyszło tak, że agent Bolek wyznaje, iż 'nie o takie Polskie żeśmy walczyly'. Do czego zmierzam? Przez te 3 dni obserwowałem zachowanie dzieci, jak i nauczycieli. Pozytywnym zaskoczeniem był fakt, że na każdej grupie wiekowej wystawa robiła wrażenie. A obawiałem się, że wezmą mnie za palanta, który nie ma co robić, to jara się obrazkami. Im młodsze dzieci, tym bardziej rozbrykane, ale jednocześnie- grzeczniejsze! To, że muszą sobie pobiegać, podokuczać, to naturalna sprawa. Poza tym, uśmiechały się, słuchały uważnie prezentacji, używały tych magicznych słów "dzień dobry/do widzenia" i było mi naprawdę ciepło na sercu. Ale później przyszło gimnazjum.. Część z nich nie zapomniała co się mówi po wejściu do pomieszczenia, w którym ktoś się znajduje. Natomiast, mimo, że nie jestem od nich dużo starszy, czułem się dziwnie. Nie wiedziałem, czy mnie wyzywają czy gadają o nowej grze z serii: "matka daj mnie spokój jak tera gram, bo ci zaje**e". Wyłapałem tylko: LOL, Yolo, swag i parę innych słów pochodzących z dialektu gimnazjalnego. Momentem kulminacyjnym była rozmowa grupki dziewczyn na temat tego, że jedna z nich chciałaby 'na pieska'. "Za moich czasów", to w pierwszej klasie gimnazjum, marzyło się o choćby najbardziej pospolitym stosunku, na misjonarza, na przykład. Dodam, że to głównie chłopcy śnili o takich doświadczeniach. Jak widać, młodzież nam się rozwija. Przynajmniej są świadome. Póki nie mam córki, nie przeszkadza mi to. A syna, to wiadomo- będziemy trenować od małego.

 Puenta jednak nie miała dotyczyć dzieciaków, a nauczycieli. W mojej szkolnej karierze, jedynie wychowawca z klas 1-3 zasługuje na uznanie. Pani była życzliwa, wyrozumiała i rozsądna. Po podstawówce było coraz gorzej. Możecie się nie zgadzać, ale naprawdę, bardzo często to brak kompetencji nauczyciela prowadzi do kiepskich wyników i złego zachowania uczniów. Na to też znalazłbym kilka przykładów. Zakochana pani od sztuki, matematyczka zadająca ćwiczenia, których sama nie potrafiła rozwiązać. Podczas wizyty jednej z podstawówek, z którejś z okrężnych małych wsi, na tacy podano mi kolejny taki przypadek. Podczas zwiedzania, można było zakupić książeczki pamiątkowe, mapki postaci. Młodziaki chętnie to kupowały, z racji chęci samego posiadania, czegokolwiek. Jeden z mniej rozgarniętych chłopców (2 klasa), nie zauważył ceny (fakt, czcionka 58...) jednej z pamiątek i zapytał o nią swoją wychowawczynię:

- Proszę pani, a ile kosztuje ta żółta książka?
- Mam Cię cofnąć do pierwszej klasy? Przecież PISZE, że 10 złotych

Hm, sama się cofnij. 


niedziela, 13 kwietnia 2014

jest krzyż, jest impreza?

Jest niedzielne popołudnie, studzi mi się piąta kawa, ładuje e-papieros. Zrobiłem sobie przerwę w kreowaniu perswazyjnych ofert produktów, do których sam nie jestem przekonany. Taka branża. Spoglądam na roletę, którą zerwałem rano, pociągając za nią w celu otwarcia okna dachowego (och, ja durny). Swoją drogą, te okna są bardzo upierdliwe. Kiedyś wydawało mi się, że mieszkanie na poddaszu to taka świetna sprawa. Moje marzenie się spełniło, a już pierwszej nocy w nowym mieszkaniu, przypieprzyłem głową w skos. To nie była wina alkoholu. Winą alkoholu może być tylko przesadna odwaga, która nie zezwoliła na zapalenie światła tego felernego wieczoru. Parę dni później, mieszkanie na poddaszu znowu przysporzyło problemów. Wyobraźcie sobie sytuację:

spacerujesz z koleżanką, próbujesz być zabawny i opowiadasz o debilu, który zaprojektował Twój blok, bo ostatnio przywaliłeś głową w skos. A ona na to:
- To mój tata go projektował...

Podejrzewam, że mogło to być pośrednią przyczyną zerwania kontaktu. Jednak dziś nie będzie o roletach, skosach i debilach. Dziś chciałbym przybliżyć świat widziany oczami ateisty. Naprawdę, możesz śmiało czytać dalej. Na pewno nie obrazisz się na mnie i nadal będzie gotów odpowiedzieć mi 'cześć' na ulicy. Na początku wypada wyjaśnić dwie kwestie. Ateista nie jest dziełem szatana. Nie powiedziałbym, że jestem areligijny. Co najwyżej, proracjonalny. Naprawdę, możecie mi nie wierzyć, ale brak jakiegokolwiek boga w moim codziennym życiu, nie powstrzymuje mnie przed pogłaskaniem psa sąsiadki, czy przywitania się z ekspedientką w sklepie, w którym codziennie rano kupuję cieplutkie bułki. Poważnie, nie mam dylematów typu: "Hm, mogę go zabić, czy to nie wypada?". Wstaję, myję zęby, ubieram się i staram się, naprawdę ze wszystkich sił, by być dobrym człowiekiem. Nie czuję potrzeby posiadania jeszcze jednego szefa, który będzie mi mówił co mi wolno, a czego nie. To nawet nie chodzi o bunt przeciwko zasadom, jakie nakłada każda religia. Po prostu, wystarczają mi normy i prawa moralne. Największym problemem otoczenia jest fakt, że 'słowo' religia, kojarzy się tylko z chrześcijaństwem. A to nie tak. Nie wierzę w Chrystusa (good for you!), ale również w Buddę, Krysznę, Mahometa, Latającego Potwora Spaghetti czy Seta. Mimo wszystko potrafię kochać, współczuć, pomagać i żyć w zgodzie z innymi. I wiecie co? Czuję się z tym świetnie. Mógłbym nawet powiedzieć, że jestem lepszy od większości ludzi wierzących w cokolwiek. Dlaczego? Bo nie łamię zasad, nie jestem hipokrytą. Nie chcę po prostu w tym wszystkim uczestniczyć. Ani w mordowaniu ludzi w imię boga,  ani w sprzedawaniu relikwii. Gdyby ściągnąć fałdy kłamstw nałożone przez wieki, być może i religia byłaby czymś pięknym. Póki co, z gwoźdźmi pochodzącymi z krzyża Chrystusa można śmiało założyć sklep budowlany, a po złożeniu do kupy wszystkich relikwii św. Wojciecha, okazało się, że było ich dwóch i pół.

- Jest pan katolikiem?
- Oczywiście, że tak!
- Kiedy był Pan ostatnio w kościele? 
- No na niedzielę palmową i jutro na pasterkę idę....

Czyż tak często nie wygląda? Śmiało, zrób rachunek sumienia. :)

wtorek, 8 kwietnia 2014

tenis, twarz play, naczelny obrońca uciśnionych - Janowicz.

Media wrzą, internet huczy, PiSiory proponują zmianę obywatelstwa. Czy ktoś widział moją miskę? Nie? Ok, opanowałem odruchy wymiotne. Wczoraj powstała nowa grupa pokrzywdzonych przez kraj, Polskę. Zasilona przez sportowców, walcząca z dziennikarzami i rzekomo zbyt małymi kwotami dofinansowań na sport. Na czele pochodu stoi on. Zniszczony przez system Jerzy Janowicz. Zmuszony skakać przez dziurawe siatki, niczym Wałęsa przez mury. 'Bardzo mi przykro, Sidorowski'.

Oceniam jego zachowanie na dwóch płaszczyznach. Pierwsza dotyczy dziennikarzy- hien. Niestety, w drodze na szczyt wszyscy poklepują w ramię i trzymają kciuki, a gdy powinie się noga, orzą człowiekiem pole. Tenisista niewątpliwie chciał utrzeć nosa dziennikarzom. Słusznie. Sam wyznaję zasadę: Gdy chcesz powiedzieć prawdę, elegancję zostaw krawcom. Nie uważam jednak, że powinno się odbywać szczerą rozmowę w slipach. A tak właśnie postąpił Jerzyk. Założył zbyt małe slipy, myśląc, że uwidocznią jego wielkie cohones, a okazało się, że ich po prostu brak. Rzucił między innymi: 'Kim jesteście by mieć oczekiwania?' Po obejrzeniu materiału, w wolnym tłumaczeniu brzmi to mniej więcej tak: Jestem rozpieszczony, mama mówi, że jestem wspaniałym chłopakiem i odpierdolcie się.' Szkoda, bo pogrążył grono sportowców, zamiast wytknąć błędy dziennikarzom.

Druga strona medalu. Czy Janowiczowi jest tak źle? Swoje chyba zarobił, tak? Treningi w szopach jednak do czegoś się przyczyniły. Zagrał w reklamach Playa, dostał za swoją ładną buźkę sporą sumę zielonych. Ma powody do narzekania? Naprawdę? Wybaczcie mi, nie bierzcie za tetryka, ale... no, kurwa, nie sądzę. Ponad 0,5 miliona dzieci nie dojada. Blisko 600 tysięcy małych Polaków nie chodzi do dentysty, bo rodziców nie stać na wizytę. Przeszło 450.000 dzieci nie ma kompletu podręczników szkolnych. W ubiegłym roku samobójstwo popełniło około 4100 osób + 1600 udało się uratować. To jest prawdziwa tragedia. To jest powód do wpadania w furię. W Janowicza wpakowano ponad 560.000 pln. Dzięki temu osiągnął sukces. Za te same pieniądze można było dokarmić 767 dzieci dziennie, w ciągu jednego roku. Masz dług publiczny. Dostałeś szansę, jak mało kto. Dlatego też, słowa dziennikarzy, internatów, kibiców, powinieneś przyjąć na klatę, honorowo.

Narzekasz na kraj? Zarobki? Prawo? Każde państwo tworzy naród. A naród tworzysz Ty. Więc nie marudź, że musisz iść do szkoły. Nie narzekaj na kiepską pracę. Nie pieprz, że politycy to sukinsyny, jeśli zagłosowałeś na Twój Ruch albo olałeś wybory. Zakasaj rękawy i weź się w garść. Albo wyjedź za granicę. Sezon na truskawki rozpoczęty.

poniedziałek, 31 marca 2014

panie władzo, proszę mi nie pomagać.

  Boom na ciuchy z logiem JP chyba ucichł. Oczywiście nadal spotkamy na ulicy frajernię odzianą w materiałowe spodnie z kupą w kroku, koszulki po Hagridzie i bluzy, po których rozdarciu, można byłoby zszyć żagiel. Najczęściej czarne, z białym emblematem. Hasło nawołuje do uprawiania miłości z Policją. Nie jestem pacyfistą, może dlatego wydaje mi się to przesadzone? Zachowując powagę, 'nosicielom' odzieży spod tego brandu, nadaję status Cebularzy Dekady. Właściciele firmy Firma wykorzystali burzę hormonów gimnazjalistów i wykolejeńców, oferując ubrania jakości tych z Fruit of the Loom, z tym, że 5 razy droższe. Za wykorzystanie głupoty kupujących należą im się brawa, to był czysty biznes. Ideologicznie, natomiast, zasłużyli na pozbawienie praw publicznych. Dlaczego nawiązuję do hitu sprzed dwóch lat? Już wyjaśniam.

   Policja nie cieszy się poszanowaniem wśród społeczeństwa. Nie wiem dlaczego, bo nikt już nie pałuje po kolanach, nie ma godziny policyjnej i generalnie każdy ma prawo do własnych poglądów, jak do własnej dupy. Jasne, jestem obiektywny i wiem, że w każdym zawodzie trafiają się buraki, w Policji też. To jest nieuniknione. Sam uważam, że niektórym młodym Policjantom władza uderza do głowy. Niemniej jednak doskonale widzę, że ci, którzy najwięcej psioczą na opisywaną instytucję, nigdy nie mieli z nią problemów. Chyba, że mandat za przejście nie po pasach albo fotkę z radaru. Wyzywają, opluwają, szargają dobre imię. Dlaczego? Nie jestem święty, oj nie. Pijam piwo w miejscach publicznych, piję wódkę na osiedlu w ramach pasterki, łamię przepisy ruchu drogowego. Dostałem kilka mandatów, głównie za prędkość i inne występki drogowe (takie tam 120 km/h w zabudowanym + podwójna ciągła). Spieszyło mi się do domu, tak? Poza tym najlepsza auto, to auto służbowe. Nigdy jednak po opuszczeniu szyby nie darłem mordy na funkcjonariusza. Prowadziłem dialog, wytłumaczyłem się. Z jakim skutkiem? Zamiast dwóch mandatów (700 zł), dostałem jeden, za 500. Jest różnica? Jest. Za drugim razem miałem dwa pomiary na suszarce. Jeden za 100 pln, drugi 300 pln. Zapłaciłem za niższy, bo taki sobie wybrałem. W międzyczasie zachciało mi się piwa w parku, co nie spodobało się chyba panu spacerującemu z psem i dziwnym trafem po 5 minutach zjawił się radiowóz typu 'duża suka'. Dogadałem się? Owszem. Przyznałem, że piję piwo w ciepły wieczór, po ciężkim dniu i nie będę robił z panów idiotów. Skutek? Pouczenie słowne. Naprawdę, dialog to podstawa. Niczego nie wskóra się buractwem i arogancją. Ewentualnie zaimponujesz gimnazjalistce w jakimś tanim klubie. Od niespełna roku wychodzę z założenia, że tak naprawdę da się załatwić wszystko. I to nie z pomocą waluty. Uśmiech, kultura i intelekt, przede wszystkim. 

   Dlatego apeluję o okazywanie szacunku służbom mundurowym (straży miejskiej nie, też ich nie lubię). Teraz możesz kląć, brutalnie kochać Policję, ale przyjdzie co do czego, to i tak chwycisz za słuchawkę i wykręcisz trzy sławetne cyfry. Przykład kradzieży na nikim nie robi już wrażenia. A co, jeśli napadną na Twoją kobietę i ją zranią? Przygotujesz zemstę jak Clyde Shelton (Prawo Zemsty, Gerard Butler)? Nie bądź śmiesznym hipokrytą. Jeśli już chcesz mieć do kogoś pretensje, to do prawodawców. Picie browara na klatce i palenie trawy to wykroczenie. A Policja jest od tego by te wykroczenia wyłapywać. Zaakceptuj to. 

wtorek, 25 marca 2014

kup se rower Ukraina, panie Komorowski.

   Wiem, macie dość tego tematu. Dlatego polecam zaprzestać oglądania wiadomości w TV. Wiecie jak mi lekko od dwóch lat? Szukam wiadomości sam, wybieram to, co istotne. Oczywiście wystarczy poświęcić chwilę na wybranie odpowiedniego źródła. Portal tvn24 odradzam. Równie dobrze mógłbyś słuchać Radia Maryja w nadziei, że nie usłyszysz aluzji do oddania głosu na PiS. Mimo wszystko, nastąpił przełom i w internecie pod hasłem 'Krym' pojawią się znacznie ładniejsze fotki, niż samojebka europosła Kurskiego. Jeśli ktoś nie widział, to przedstawiam panią prokurator generalną Krymu- Natalię Pokłonskaja. Poskłonkaję? 



   Zagotowałem się dzisiaj. I zdjęcia pani prokurator nie były przyczyną. Nasz monrz stanó,w dodatku prezydent, stał się inicjatorem programu wsparcia dla przedsiębiorców. Polskich? Nie, nie, nie. To byłoby dziwne. Będziemy wspierać ukraiński small business. Najbardziej przeżarty korupcją na tym globie kraj, będzie pompowany naszymi pieniędzmi. Na ten cel przewidziano 100 milionów dolarów. W mediach nie powiedzą, że przekażemy 300 milionów złotych. Muszą być dolary. Dlaczegóż? Proste, Bronki ma aspirację na tytuł białego Obamy. Naprawdę, im głębiej zanurzam się w politykę, tym bardziej jestem przekonany, że Warszawa to nie stolica. To autonomiczne Księstwo Warszawskie. Tam zarobki są wyższe, media lokalne podają inne newsy, a wiadomości z ciemnych zakamarków Polski nie dochodzą w ogóle. Bo jak niby inaczej wytłumaczyć ignorowanie sytuacji szarego Kowalskiego? Kowalski nie chodzi do dentysty, bo po usłyszeniu wysokości kosztów naprawy jego zębów, potrzebny mu jest niezwłocznie kardiolog. Kowalski nie czyta książek, bo nie ma czasu. Nie dlatego, że jest czarną masą. Po prostu po 12 godzinach ciężkiej pracy przychodzi styrany do domu i zajmuje się rodziną. Jak można mu pomoc? Nie można. Zamiast wspierać odpowiednio polskich przedsiębiorców, zminimalizować podatki, dawać ulgi, komisje lekarskie przyznają renty alkoholikom, a pieniądze ładowane w sport, trafiają do nieudolnych piłkarzy. Jak widać i słychać, to wciąż zbyt mało możliwości spuszczenia banknotów w muszli klozetowej, wyprodukowanej przez zagraniczny koncern, bo polski upadł dawno przez działania Urzędu Skarbowego

   Czy polityka uwstecznia? Najwidoczniej. Zamiast zarobić duże pieniądze na Ukrainie, z pewnością wkład zostanie stracony. Dajmy im 500.000.000 pln, na infrastrukturę! Na miłość boską, tylko niech obejmie to umowa, w której strona ukraińska zobowiąże się do korzystania z polskich przedsiębiorstw budowlanych, producentów materiałów czy hurtowni. Wrzućmy tam wszystkie wolne środki, by po kilku latach wydoić z Ukraińskich 'braci' trzy razy tyle! To jest polityczna myśl gospodarcza.