niedziela, 13 kwietnia 2014

jest krzyż, jest impreza?

Jest niedzielne popołudnie, studzi mi się piąta kawa, ładuje e-papieros. Zrobiłem sobie przerwę w kreowaniu perswazyjnych ofert produktów, do których sam nie jestem przekonany. Taka branża. Spoglądam na roletę, którą zerwałem rano, pociągając za nią w celu otwarcia okna dachowego (och, ja durny). Swoją drogą, te okna są bardzo upierdliwe. Kiedyś wydawało mi się, że mieszkanie na poddaszu to taka świetna sprawa. Moje marzenie się spełniło, a już pierwszej nocy w nowym mieszkaniu, przypieprzyłem głową w skos. To nie była wina alkoholu. Winą alkoholu może być tylko przesadna odwaga, która nie zezwoliła na zapalenie światła tego felernego wieczoru. Parę dni później, mieszkanie na poddaszu znowu przysporzyło problemów. Wyobraźcie sobie sytuację:

spacerujesz z koleżanką, próbujesz być zabawny i opowiadasz o debilu, który zaprojektował Twój blok, bo ostatnio przywaliłeś głową w skos. A ona na to:
- To mój tata go projektował...

Podejrzewam, że mogło to być pośrednią przyczyną zerwania kontaktu. Jednak dziś nie będzie o roletach, skosach i debilach. Dziś chciałbym przybliżyć świat widziany oczami ateisty. Naprawdę, możesz śmiało czytać dalej. Na pewno nie obrazisz się na mnie i nadal będzie gotów odpowiedzieć mi 'cześć' na ulicy. Na początku wypada wyjaśnić dwie kwestie. Ateista nie jest dziełem szatana. Nie powiedziałbym, że jestem areligijny. Co najwyżej, proracjonalny. Naprawdę, możecie mi nie wierzyć, ale brak jakiegokolwiek boga w moim codziennym życiu, nie powstrzymuje mnie przed pogłaskaniem psa sąsiadki, czy przywitania się z ekspedientką w sklepie, w którym codziennie rano kupuję cieplutkie bułki. Poważnie, nie mam dylematów typu: "Hm, mogę go zabić, czy to nie wypada?". Wstaję, myję zęby, ubieram się i staram się, naprawdę ze wszystkich sił, by być dobrym człowiekiem. Nie czuję potrzeby posiadania jeszcze jednego szefa, który będzie mi mówił co mi wolno, a czego nie. To nawet nie chodzi o bunt przeciwko zasadom, jakie nakłada każda religia. Po prostu, wystarczają mi normy i prawa moralne. Największym problemem otoczenia jest fakt, że 'słowo' religia, kojarzy się tylko z chrześcijaństwem. A to nie tak. Nie wierzę w Chrystusa (good for you!), ale również w Buddę, Krysznę, Mahometa, Latającego Potwora Spaghetti czy Seta. Mimo wszystko potrafię kochać, współczuć, pomagać i żyć w zgodzie z innymi. I wiecie co? Czuję się z tym świetnie. Mógłbym nawet powiedzieć, że jestem lepszy od większości ludzi wierzących w cokolwiek. Dlaczego? Bo nie łamię zasad, nie jestem hipokrytą. Nie chcę po prostu w tym wszystkim uczestniczyć. Ani w mordowaniu ludzi w imię boga,  ani w sprzedawaniu relikwii. Gdyby ściągnąć fałdy kłamstw nałożone przez wieki, być może i religia byłaby czymś pięknym. Póki co, z gwoźdźmi pochodzącymi z krzyża Chrystusa można śmiało założyć sklep budowlany, a po złożeniu do kupy wszystkich relikwii św. Wojciecha, okazało się, że było ich dwóch i pół.

- Jest pan katolikiem?
- Oczywiście, że tak!
- Kiedy był Pan ostatnio w kościele? 
- No na niedzielę palmową i jutro na pasterkę idę....

Czyż tak często nie wygląda? Śmiało, zrób rachunek sumienia. :)

3 komentarze:

  1. uwielbiam Cię za to i w całości popieram Twoje słowa!
    też jestem ateistką i wcale nie jestem jakimś wcieleniem szatana, które nie wiem co wyprawia.
    ateiści to też ludzie. normalni, uczciwi, kochający... wkurza mnie to całe przekonanie, że skoro ateista, to pewnie nie zna zasad moralności i zachowuje się jak skończona świnia O_o

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzisz stary z wiarą jest podobnie, wszystko ulega stereotypowi. Wierząc wcale nie muszę zabijać w imię Boga, zasady nakładane przez kościół to tylko wytyczne i szanuje ateistów i ich poglądy.

    OdpowiedzUsuń
  3. No jasne, że tak. Nie miałem na myśli czegoś konkretnego, nikomu w tym artykule nie chciałem wytykać błędów. :)

    OdpowiedzUsuń