poniedziałek, 31 marca 2014

panie władzo, proszę mi nie pomagać.

  Boom na ciuchy z logiem JP chyba ucichł. Oczywiście nadal spotkamy na ulicy frajernię odzianą w materiałowe spodnie z kupą w kroku, koszulki po Hagridzie i bluzy, po których rozdarciu, można byłoby zszyć żagiel. Najczęściej czarne, z białym emblematem. Hasło nawołuje do uprawiania miłości z Policją. Nie jestem pacyfistą, może dlatego wydaje mi się to przesadzone? Zachowując powagę, 'nosicielom' odzieży spod tego brandu, nadaję status Cebularzy Dekady. Właściciele firmy Firma wykorzystali burzę hormonów gimnazjalistów i wykolejeńców, oferując ubrania jakości tych z Fruit of the Loom, z tym, że 5 razy droższe. Za wykorzystanie głupoty kupujących należą im się brawa, to był czysty biznes. Ideologicznie, natomiast, zasłużyli na pozbawienie praw publicznych. Dlaczego nawiązuję do hitu sprzed dwóch lat? Już wyjaśniam.

   Policja nie cieszy się poszanowaniem wśród społeczeństwa. Nie wiem dlaczego, bo nikt już nie pałuje po kolanach, nie ma godziny policyjnej i generalnie każdy ma prawo do własnych poglądów, jak do własnej dupy. Jasne, jestem obiektywny i wiem, że w każdym zawodzie trafiają się buraki, w Policji też. To jest nieuniknione. Sam uważam, że niektórym młodym Policjantom władza uderza do głowy. Niemniej jednak doskonale widzę, że ci, którzy najwięcej psioczą na opisywaną instytucję, nigdy nie mieli z nią problemów. Chyba, że mandat za przejście nie po pasach albo fotkę z radaru. Wyzywają, opluwają, szargają dobre imię. Dlaczego? Nie jestem święty, oj nie. Pijam piwo w miejscach publicznych, piję wódkę na osiedlu w ramach pasterki, łamię przepisy ruchu drogowego. Dostałem kilka mandatów, głównie za prędkość i inne występki drogowe (takie tam 120 km/h w zabudowanym + podwójna ciągła). Spieszyło mi się do domu, tak? Poza tym najlepsza auto, to auto służbowe. Nigdy jednak po opuszczeniu szyby nie darłem mordy na funkcjonariusza. Prowadziłem dialog, wytłumaczyłem się. Z jakim skutkiem? Zamiast dwóch mandatów (700 zł), dostałem jeden, za 500. Jest różnica? Jest. Za drugim razem miałem dwa pomiary na suszarce. Jeden za 100 pln, drugi 300 pln. Zapłaciłem za niższy, bo taki sobie wybrałem. W międzyczasie zachciało mi się piwa w parku, co nie spodobało się chyba panu spacerującemu z psem i dziwnym trafem po 5 minutach zjawił się radiowóz typu 'duża suka'. Dogadałem się? Owszem. Przyznałem, że piję piwo w ciepły wieczór, po ciężkim dniu i nie będę robił z panów idiotów. Skutek? Pouczenie słowne. Naprawdę, dialog to podstawa. Niczego nie wskóra się buractwem i arogancją. Ewentualnie zaimponujesz gimnazjalistce w jakimś tanim klubie. Od niespełna roku wychodzę z założenia, że tak naprawdę da się załatwić wszystko. I to nie z pomocą waluty. Uśmiech, kultura i intelekt, przede wszystkim. 

   Dlatego apeluję o okazywanie szacunku służbom mundurowym (straży miejskiej nie, też ich nie lubię). Teraz możesz kląć, brutalnie kochać Policję, ale przyjdzie co do czego, to i tak chwycisz za słuchawkę i wykręcisz trzy sławetne cyfry. Przykład kradzieży na nikim nie robi już wrażenia. A co, jeśli napadną na Twoją kobietę i ją zranią? Przygotujesz zemstę jak Clyde Shelton (Prawo Zemsty, Gerard Butler)? Nie bądź śmiesznym hipokrytą. Jeśli już chcesz mieć do kogoś pretensje, to do prawodawców. Picie browara na klatce i palenie trawy to wykroczenie. A Policja jest od tego by te wykroczenia wyłapywać. Zaakceptuj to. 

wtorek, 25 marca 2014

kup se rower Ukraina, panie Komorowski.

   Wiem, macie dość tego tematu. Dlatego polecam zaprzestać oglądania wiadomości w TV. Wiecie jak mi lekko od dwóch lat? Szukam wiadomości sam, wybieram to, co istotne. Oczywiście wystarczy poświęcić chwilę na wybranie odpowiedniego źródła. Portal tvn24 odradzam. Równie dobrze mógłbyś słuchać Radia Maryja w nadziei, że nie usłyszysz aluzji do oddania głosu na PiS. Mimo wszystko, nastąpił przełom i w internecie pod hasłem 'Krym' pojawią się znacznie ładniejsze fotki, niż samojebka europosła Kurskiego. Jeśli ktoś nie widział, to przedstawiam panią prokurator generalną Krymu- Natalię Pokłonskaja. Poskłonkaję? 



   Zagotowałem się dzisiaj. I zdjęcia pani prokurator nie były przyczyną. Nasz monrz stanó,w dodatku prezydent, stał się inicjatorem programu wsparcia dla przedsiębiorców. Polskich? Nie, nie, nie. To byłoby dziwne. Będziemy wspierać ukraiński small business. Najbardziej przeżarty korupcją na tym globie kraj, będzie pompowany naszymi pieniędzmi. Na ten cel przewidziano 100 milionów dolarów. W mediach nie powiedzą, że przekażemy 300 milionów złotych. Muszą być dolary. Dlaczegóż? Proste, Bronki ma aspirację na tytuł białego Obamy. Naprawdę, im głębiej zanurzam się w politykę, tym bardziej jestem przekonany, że Warszawa to nie stolica. To autonomiczne Księstwo Warszawskie. Tam zarobki są wyższe, media lokalne podają inne newsy, a wiadomości z ciemnych zakamarków Polski nie dochodzą w ogóle. Bo jak niby inaczej wytłumaczyć ignorowanie sytuacji szarego Kowalskiego? Kowalski nie chodzi do dentysty, bo po usłyszeniu wysokości kosztów naprawy jego zębów, potrzebny mu jest niezwłocznie kardiolog. Kowalski nie czyta książek, bo nie ma czasu. Nie dlatego, że jest czarną masą. Po prostu po 12 godzinach ciężkiej pracy przychodzi styrany do domu i zajmuje się rodziną. Jak można mu pomoc? Nie można. Zamiast wspierać odpowiednio polskich przedsiębiorców, zminimalizować podatki, dawać ulgi, komisje lekarskie przyznają renty alkoholikom, a pieniądze ładowane w sport, trafiają do nieudolnych piłkarzy. Jak widać i słychać, to wciąż zbyt mało możliwości spuszczenia banknotów w muszli klozetowej, wyprodukowanej przez zagraniczny koncern, bo polski upadł dawno przez działania Urzędu Skarbowego

   Czy polityka uwstecznia? Najwidoczniej. Zamiast zarobić duże pieniądze na Ukrainie, z pewnością wkład zostanie stracony. Dajmy im 500.000.000 pln, na infrastrukturę! Na miłość boską, tylko niech obejmie to umowa, w której strona ukraińska zobowiąże się do korzystania z polskich przedsiębiorstw budowlanych, producentów materiałów czy hurtowni. Wrzućmy tam wszystkie wolne środki, by po kilku latach wydoić z Ukraińskich 'braci' trzy razy tyle! To jest polityczna myśl gospodarcza.

wtorek, 18 marca 2014

'to ja!'

Naprawdę wszyscy dajecie mi wielkiego kopa i pchacie naprzód. Wiele miłych słów, podsuwanie tematów... Wielkie dzięki, już tutaj, na początku postu. 

Miało być o kobietach, wiem (cześć, K.! :)). Nie mogę zebrać myśli, niestety. Znacie to, co nie, drogie Panie? Te zwarcia zwojów podczas łączenia wszystkiego w jedną intrygę... Poczułem to co Wy i szczerze współczuję. Mimo wszystko, pozostanę przy męskim rozumowaniu, więc skoro napisałem, że będzie o czym innym, to będzie. Wszyscy Was tak bardzo kochamy, tylko tyle! 


'To ja!' - znacie to? No jasne, że znacie. Z czym kojarzy się Wam ten zwrot? Nie, kochane Panie, nie chodzi mi o przyznanie się przez faceta po wymieszaniu w pralce białych i kolorowych ubrań. To specjalne hasło dostępu do wszystkich drzwi, klatek i bram. Dzwonisz domofonem, rzucasz 'to ja!' i możesz ograbić Belweder. Każdy, kto napadał z bronią na bank był skończonym idiotą! Wystarczyłoby, że zadzwoniłby domofonem, powiedział 'to ja!', wszedłby, wyniósł dużą bańkę i wyszedł. Warto dodać, że często głos zostaje tak zniekształcony przez domofon, że nie sposób odróżnić listonosza od żebrzącej cyganki. Mimo wszystko, sposób działa. Pojawia się pytanie: Dlaczego Al'kaida nie wykorzystała tego patentu i nie odwiedziła Busha w Białym Domu? Po co było porywać samoloty? Proste. Akcent. Przypomnijcie sobie Borata i jego słynne: 



Każdy ciapaty brzmi tak samo. Jak psychiczny amator pornosów z cycatą blondynką, gotowy oddać życie za 72 dziewice. Tego nigdy nie rozumiałem. Co jest fajnego w seksie z dziewicą? Jak się nawzajem siebie kocha, to rzeczywiście ma to podłoże emocjonalne. No ale orgia z 72?! 'Krew, pot i łzy', jakby to powiedział Churchill. Chociaż pewnie nie to miał na myśli... I tak wszyscy pójdziemy na kebaba. Chyba, że jest tu jakiś wegetarianin... W takim razie pozdrawiam, możesz już dalej nie czytać, o nowym felietonie poinformuję na fanpage'u. Generalnie, fajna sprawa. Biernie ratujesz zwierzęta przed śmiercią, nie klepiesz schabowych podczas niedzielnego poranka, masz niższy cholesterol. Ale naprawdę zależy Ci na świni czy krowie? Po co? Przecież od zarania dziejów były one hodowane po to, by je zjeść. Gdyby nikt ich nie jadł, po prostu by nie istniały, wymarły. Mój mentor, Jeremy, określił to pięknie - 'każde zwierzę ma jedno zadanie- pojawić się na moim talerzu'. Spójrz tylko wstecz- kto miał bardziej przesrane? Roślinożerne, czy mięsożerne dinozaury? A nie, sorry, nie było dinusiów i wielkiego wybuchu. Stworzył nas On, zapomniałem, jaka wtopa... O ile nie jesz mięsa w ogóle, to jest w tym jakaś tam ideologia. Podkreślam, jakaś. Ale mnogość rodzajów wegetarianizmu zaskakuje bardziej, niż lista orientacji seksualnych. Przedstawię trzy, w ramach wypowiedzi przedstawicieli:

1.  Nie jem ani sera, ani mleka, ani kurki. Skóry też nie założę, ni chujet. Wszystko co zwierzęce, jest bee, bo powoduje ból biednych istotek.

2. No mielonym się brzydzę ale kefirek po joggingu z Endomondo wypiję. Mleko to tam ch*j, tylko połapali krowę za cyca.

3. Żadnego mięsa! W życiu! Nie wyobrażam sobie widoku mordu w ubojni! Ale sushi bym sobie wpierd**ił w sumie, ryba to nie zwierzę.

Idę po schabowego. I w PIĄTEK też zjem, nawet napiszę post. Będzie to WIELKI POST. 


niedziela, 16 marca 2014

back in the game.


Człowiek musi się czasami zresetować. Łatwiej było z Pegasusem. Wystarczyło wyciągnąć kasetę i nacisnąć duży klawisz z byczym grawerem 'RESET'. To był cud techniki! Jeden klawisz i naprawione. Dziwię się, że konstruktorzy Alfa Romeo nie wprowadzili takiego rozwiązania jako podstawowe wyposażenie ich samochodów. 

Podczas resetowania przypomniał mi się znany każdemu absurd. Wchodzę z kumplami do nocnego w celu zakupienia hot-dogów. Tutaj kłania się złota myśl... Mam do domu 500 metrów ale cofam się 200 m po nadmuchaną bułkę i parówkę. Mogłem ująć to w cudzysłowie, może ktoś wykorzystałby na nazwę fanpage'a na fejsie. To też mnie zawsze bawiło... 'Lubię być wredna i złośliwa'. Przeglądasz fanów tej strony i faktycznie- same szczotki. Rozstała się z chłopakiem, jedna z drugą, to robią z siebie teraz glorie tysiąclecia. Ale o kobietach w następnym felietonie (szyderca uśmiecha się szyderczo). Wróćmy do tematu kanapek z monopolowego. Wchodzę pewnie, w pionie, prosto do lady i niskim głosem zamawiam dwa hot-dogi z prażoną cebulką. Powinienem zapłacić 5 zł. Z racji, że gotówkę przelałem wcześniej w barze na wysoki procent, wyciągnąłem moją prawie złotą kartę. Oczywiście, musiała. Musiała mnie dobić. Nie przeżyłaby: 

- Ale kartą to od 10 zł... 

 Co kartą od 10 zł? Podetrzeć mam się kartą? A co ma do tego 10 zł? Naprawdę, uważam, że jak już ktoś wprowadza swoje reguły, to niech chociaż zadba o składnię w wypowiedzi. W zasadzie to nie wina pani ekspedientki. Jeszcze biedna musi słuchać tego pijackiego jojczenia całą noc... Właściciele sklepów ustanowili nowy przepis. Dotyczy on płatności kartą. Płacąc kartą, pozbawiasz ich parę groszy utargu, więc ustanawiają swoje minimalne kwoty. W jednych sklepach to 10, w drugich 20 zł. Szkopuł w tym, że w prawie bankowym nie ma określonej dopuszczalnej kwoty, którą można uiścić za użyciem karty.Według Polcardu (sieć sprzedająca terminale), przedsiębiorca, który podpisuje umowę o terminal, zgadza się na przyjmowanie każdej transakcji niegotówkowej. Odmówić może tylko w przypadku zagrożenia bezpieczeństwa transakcji (np. brak podpisu). Warto dodać, że odmowa sprzedaży produktu wystawionego w sklepie jest wykroczeniem, za które grozi grzywna od 500 złotych. To tyle. A hot-doga i tak zjadłem!




Podziękować wypada... A ten pan Stefan, to chyba jakiś majster był, sądząc po sposobie zawieszenia. Na różne kwiatki trafiałem, pracując jako przedstawiciel, no ale to urzekło mnie chyba najmocniej.




Popieram! Nie wyrzucajmy śmieci. Tylko zagracamy teren, który można wykorzystać jako pływalnię, a nie jako wysypisko. Zamiast pozbywać się śmieci do kosza, zjedz je!





Krajówka nr 10, okolice Nakła nad Notecią. Dwie osobówki na pace, trzymające się na niej za pomocą belek wetkniętych między koła. I co? I co?  Nie trzeba być inżynierem, by odnaleźć się w branży transportowej. Dopóki nie zbliżyłem się na odległość 50 metrów od tira, byłem przekonany, że to plandeka dla kierowcy- jajcarza. Coś na wzór tych gumowych dłoni przyczepianych do klapy bagażnika.


Późnym wieczorem drugi wpis. Mam wenę, a nie otworzyłem jeszcze butelki wina. 


sobota, 15 marca 2014

podziękujmy herbapolowi, polskiemu przemysłowi tytoniowemu i polmosowi.

Dzisiaj nieco inaczej. Nieco? Tak, dziś pan szyderca szydzi z samego siebie.
Cugowski (chyba) śpiewał, że po nocy przychodzi dzień. Z racji, że lubię poszpanować, wiedzą również: Noc na biegunie trwa nawet pół roku. Pół roku to kurefzko długo, biorąc pod uwagę, że każda godzina mija w tempie budowania cesarstwa rzymskiego. Mija to dobre słowo. Bezcelowo, nudno, nostalgicznie mija. Nie biegnie, nie upływa. Patrzysz na zegarek i jeszcze bardziej się dobijasz. Chciałbyś żeby była już 1:00 w nocy, by móc spróbować zasnąć. Tymczasem nie ma jeszcze nawet 1:00 w południe. A ze snem i tak się oszukujesz, bo nie jesteś w stanie. Odwracasz się na prawą stronę- pusto. Obracasz się na lewą, bo tam przez ostatnie miesiące i tak nie było niczego i nikogo, poza krawędzią łóżka. Oszukujesz się zatem, że wszystko jest po staremu.

Potrafię drwić z wielu rzeczy. Doszło do mnie jednak, że nie z bezradności. Jeśli człowiek nie może już zrobić czegoś, by naprawić, skleić czy uratować- to jego tragedia. Jest wiele rodzajów cierpienia. Każdy jednak powód wiąże się z poczuciem bezsilności. Cytując z Forresta Gump: "Czasami po prostu brakuje kamieni". Brakuje, a pięści są widocznie zbyt słabe. Próbowałem coś zniszczyć, by odreagować. Po czterech uderzeniach, nie pojawiła się nawet rysa. Człowiek, jak to człowiek, szuka w tym od razu symboliki. 'O kurwa, tego nie da się zniszczyć, to musi być znak, będzie dobrze!'. I najbardziej w tym wszystkim wkurza to, że nie wierzysz w bogów, przesądy i wiesz, że tym razem to również gówno prawda.

Najgorsza jest świadomość, że nie cofniesz niektórych wydarzeń. Obserwowanie zmian pali jak termit.
A uczucia pozostają bez zmian.

środa, 12 marca 2014

Savoir-vivre na drodze? To jakieś nowe Renault?

Pytając każdego z Was o stereotyp związany z polskimi kierowcami, otrzymałbym tę samą odpowiedź. Wiecznie podkur***ny, wymachujący środkowym palcem, stukający się w łyse czoło i trąbiący na 'L-ki'. Niestety, to nie jest najgorszy typ kierowcy. Z takimi radzę sobie bez problemu- zawracam, doganiam i spycham do rowu. Po tym każdy z buraków przykleja na kokpit obrazek św. Krzysztofa  i przepuszcza wszystkich w korku. 

Domyślam się, że zakładacie, iż w moim poglądzie kobieta to najgorszy kierowca. Nic bardziej mylnego! Kobieta jeśli już odwraca uwagę od drogi, to na czerwonym świetle, pindrząc się w lusterku. 
A facet? 140 km/h, wyprzedza tira, pali fajkę, szuka ulubionej stacji radiowej i odpisuje kumplowi na fejsie: "nie mogę pisać, bo zapierd**am. Ale stary, jak mnie moja wkurw**a. Powiem Ci pozniej, bo teraz nie mogę gadać. To dzisiaj u Marasa, tak? ok, to nara.". Na koniec zapina pas, bo widzi, że szkieły stoją w lesie. Może Wy tak nie robicie ale mi się zdarza. Znam wiele Pań, które świetnie prowadzą i zawsze będę bronił ich honoru. 

Wiecie na widok jakiego samochodu sztywnieję? W sensie, że ze strachu, bo w przypadku podniecenia byłby to Mercedes SEC albo DB9. W zasadzie, jest ich więcej, niż jeden, a są to: Fiat Seicento, Daewoo Matiz, Ford Fiesta i oczywiście 126p. W większości przypadków, ich kierowcami są ludzie, którzy pamiętają relacje na żywo z Powstania Warszawskiego. Nie słyszą, nie widzą, nie rozumieją sensu istnienia kierunkowskazu i każdy pas jest dobry do nagłego skręcenia w pożądanym kierunku (czyt. najbliższego kościoła). W pewnym wieku, człowiek nie powinien prowadzić samochodu, stwarza zagrożenie dla siebie samego, a przede wszystkim- pozostałych uczestników ruchu drogowego.Wolałbym już chyba, żeby wydawali prawka 16-latkom. Jak pozbyć się schorowanych staruszków z dróg? Wprowadzić obowiązkowe badania po 65 roku życia. A nawet i wcześniej, nikt nie powinien się obrażać. Naturalna sprawa, nikt młodszy i zdrowszy nie będzie. 

Prędkość zabija? Wyśmiewam to. Jeżeli już, to zabija wyhamowanie tej prędkości. Na drzewie, na innym samochodzie czy Ryszardzie Kaliszu. Mordercą na drogach jest brak zdecydowania! Gaz i hamulec ze sobą nie współgrają. Uważasz, że zdążysz? Gaz. Nie zdążysz? Hamulec. Byłoby idealnie, jednak niektórzy muszą zastanawiać się przez 10 sekund, tracąc oczywiście okazję do bezpiecznego przejazdu, a następnie ruszają. Po takich sytuacjach, jadąc w nocy, zastanawiasz się czy to 'coś' świecącego na poboczu, to auto na dachu, czy znicze. Niestety, znicze. Wyczucie odległości i czasu to najważniejsze z umiejętności składających się na miano dobrego kierowcy. Co do odległości: nie macie pojęcia ile radości sprawia mi widok kierowcy zawracającego na 27 razy. Chyba, że w pobliżu stoi moje auto. Wtedy, pełen obaw, zasłaniam je ciałem.

Jakby kogoś interesowało jak jeżdżę ja, to wolno i ostrożnie. Przynajmniej do połowy lipca. Punkty, te sprawy.  

niedziela, 9 marca 2014

'czytam treść tabliczek, by po tym uznać, że jestem mądrzejszy.'

Podróże kształcą i jest to w 100% prawda. Nie tylko te zagraniczne, kosztowne i dalekie. Wystarczy wyjść z domu, przejść kilkaset metrów i obserwować przechodniów. Nie macie pojęcia jaką radość daje mi przyglądanie się głupocie w pełnej krasie. Numerem jeden jest dla mnie poruszanie się po schodach ruchomych. Nie jest nowością, że jeśli Ci się nie spieszy lub masz coś z Amerykanina, to stoisz po prawej stronie. Natomiast, gdy pędzisz do toalety na innym piętrze, bo w poprzedniej Klub Menela urządził sobie walne zebranie, masz dla siebie lewą stronę schodów. Możesz biec, iść, skakać na jednej nodze, słaniać się na kolanach. Lewa strona służy do przebierania kończynami. W ruchu drogowym nazywa się to omijaniem. Niestety, dla niektórych to zbyt ambitne. Ja rozumiem, że czasami chęć wyrażenia ekspresji podczas rozmowy z koleżanką jest tak ważna, że nie wyobrażasz sobie gestykulowania za jej plecami. Musisz machać łapami, stojąc przy niej, blokując tor ruchu. Zauważyliście? Typy ludzi, które nie ogarniają tak zaawansowanego systemu przemieszczania się pomiędzy piętrami to dziewczę zapowietrzające się podczas przedstawiania niesamowitej opowieści albo facet z reklamówką. Do piekła!

W wielu autobusach, w każdym możliwym miejscu, widnieje spora naklejka z treścią "Proszę o wychodzenie tylnymi drzwiami autobusu". Jedziesz 50 minut autobusem i nie zauważyłeś jej, siedząc 2 metry od niej? Nie ma problemu, stary! Wystarczy, że wpadniesz na rewelację: z przodu wchodzą ludzie, którzy kupują bilet, najczęściej stoi ich tam paru, w kolejce. Ale nie wpadniesz, bo nosisz 'szybką czapkę' i nie odwiedziłeś nigdy sklepu RTV/AGD w celu kupienia słuchawek. Dlatego też wyglądasz jak kieszonkowiec, przeciskając się między wchodzącymi pasażerami. 

Nie dalej jak tydzień temu, wracałem późnym wieczorem do domu. Zmęczony, obojętny, pragnący szklanki kentucky i śmierci bogatej ciotki z US i A. Mimo, że w uszach grało mi Three Days Grace na tyle głośno, że Ministra Zdrowia telepatycznie zaczęły swędzieć zęby z nerwów, moje membrany wyczuły znane mi już drgania. Tak, to była klapa bagażnika i szyby, prężące się od podmuchów bassu z tuby, zamontowanej w Skodzie Żabia. Z przodu siedział kierowca (szok, co?), jakaś nadęta szczotka i trzech muszkieterów z tyłu. Oczywiście ani pani szczotka, ani kierowca nie pytał mnie o drogę. Zza przedniej szyby drzwi pasażera wychylił się delikwent siedzący na środku tylnej kanapy. Kierowca był pewnie trzeźwy, a tej z przodu może po prostu było głupio. Albo była głupia. Nieważne. "Sory ziomuś, którędy do 'nazwa klubu'?". Tak naprawdę, w tym momencie dotarło do mnie tylko "sory ziomuś" i już wiedziałem gdzie ich pokieruję. Niestety, w pobliżu mojego miasta nie ma żadnego zawalającego się wiaduktu. Za moją poradą pojechali zupełnie w przeciwną stronę, zawracając na rondzie. Pełen sukces. 

poniedziałek, 3 marca 2014

III

Ileż to ja wojen w swoim życiu przeżyłem. A końców świata? Jesteśmy nieśmiertelni. Ludzie - bogowie 1:0.
Czyżby przypadkiem liczba mnoga lekko nie pasowała do frazy 'koniec świata'? Paradoksalnie, pasuje. Biorąc pod uwagę wszystkie spekulacje, teorie spiskowe, codzienne wiadomości z każdego zakątka świata, dodając do tego dramaty ludzkie,  można dojść do prostego wniosku: świat kończy się codziennie. Czy to przez utratę bliskiej osoby, czy zagrabienie majątku przez byłą żonę (where's your intercyza now?).
Od blisko dwóch tygodni świat żyje Ukrainą. Nie dalej jak rok temu, też żyłem Ukrainą, planując z gronem kolegów wakacje w tymże kraju. Ponoć za 120 zł zabukujesz pokój w całkiem niezłym standardzie, najesz się i napijesz w opór, kupisz karton Marlboro i 'non-stop bzykanie'. Co do tego ostatniego, jest to 100% pewniak. Moja koleżanka była i potwierdziła.

Dzisiaj kolega z poprzedniej pracy zażartował, że na pewno się cieszę z okazji piętrzącej się sytuacji na kontynencie, bo jako zapalony fanatyk wszystkiego co strzela, wybucha i śmierdzi ropą, pójdę w bój przy pierwszym rzucie. Użył jako argumentu również fakt, że jestem patriotą. Ale co ma do tego miłość do Ojczyzny? Przecież to nie byłaby moja wojna. To tak, jakbym miał za żonę Natalie Portman, a śliniłbym się do Grodzkiej. Jasne, że byłbym gotów zginąć romantycznie podczas walki o suwerenność Polski, ale jedyne co łączyło mnie kiedykolwiek z Ukraińcami to fajki za 2,50 zł/paczka. Jestem przekonany, że należy im się pomoc. Obawiam się jednak konsekwencji podskakiwania przez dysortografa i Rudego 102. Jakie sankcje Polska może nałożyć na Rosję? Wprowadzimy embargo na gaz z Mateczki Rosji? Trochę jakby.. strzał w kolano. Nie jesteśmy potęgą gospodarczą a tym bardziej militarną, dlatego też nie powinniśmy wychylać się zza rogu jako pierwsi.

Wojsko Polskie też się przegrupowuje i bardzo słusznie, moim zdaniem. Zgodnie ze sztuką wojenną, na przeciwnika się czeka. Nie uważam, że konflikt na Krymie zakończy się III wojną światową, jednakże brak reakcji logistycznej po aktualnych sygnałach śmiało można byłoby nazwać brawurą, a nawet debilizmem.

PS Angela Merkel ma spotkać się z Putinem. Nie zdziwię się, gdy jutrzejsza okładka Faktu będzie zawierała hasło: PAKT RIBBENTROP-MOŁOTOW?!

 

niedziela, 2 marca 2014

II

Od pewnego czasu dosyć często przemierzam niektóre trasy koleją. Uważam, że to praktyczne i rozsądne, biorąc pod uwagę moje dość wysokie noty w prestiżowym konkursie organizowanym w symbiozie przez Straż Miejską i Wydział Ruchu Drogowego Policji. Należy zauważyć, że bilet jest o wiele tańszy od przyjemności płynącej z tankowania swojego samochodu i nikt nie wciska Ci hot-doga w zestawie z Coca-Colą, za który otrzymasz punkty 'witaj' i wymienisz na 100 ml benzyny po półrocznym, regularnym tankowaniu. Na dodatek, prowadzenie wczesnym rankiem, czy też późną nocą w celu dojechania 150 kilometrów na uczelnię nie wydaje mi się czymś wartym wysiłku.
PKP oferuje różne lokomotywy i wagony, praktycznie codziennie inny zestaw. Nie, nie dla urozmaicenia Waszych błogich podróży. Po prostu są na bieżąco naprawiane, dokładniej- składane do kupy, czy też gówna. Jedno trzeba przyznać- nikt nie dba o aklimatyzację człowieka do danej pory roku, jak polska kolej. Jedziesz latem, w wagonie 40 stopni. Jedziesz zimą, -40. Nie znam człowieka, który rozchorował się po wyjściu z pociągu, w związku z różnicą temperatur. A to duży plus.
Niedawno, jadąc do Poznania, byłem zmuszony do przesiadki w Krzyżu, a nie jak zwykle w Pile. Byłem uradowany, bo to przecież 6:00 rano i na pewno pociąg będzie pusty. A nawet gdyby nie był, to mam zarezerwowane miejsce, bo była to relacja Intercity. Pech chciał, że usłyszałem ten charakterystyczny dla wielu dworców dźwięk: 'dii dąą'. Pani o basowym głosie poinformowała nas, że pociąg relacji 'SZCZECIN - POZNAŃ' wjeżdża na peron zasyfiały przy torze zardzewiałym. Zacząłem się bać, że w wagonach będzie roiło się od Paprykarzy, handlarzy narkotyków i pielgrzymów. Wchodząc do wagonu chciałem pomóc dziewczynie o cherlawej postawie wnieść walizę. Grzecznie odparła na moją propozycję: 'Gentleman się kur... znalazł. ' Szybko zebrałem myśli i pomyślałem, że albo należy do zakonu feministek albo rzucił ją chłopak. Jeśli tak, to na pewno nie tylko ze względu na cherlawą postawę. Sięgam za klamkę przedziału i... ściana. Widzę zza firanki czwórkę śpiących dzieci i jakieś trzy kobiety. Pewnie matka, matka i ciotka. Jak myślicie, co zrobiłem? Nie, nie wszedłem udając, że rozmawiam przez telefon, krzycząc do słuchawki. Nie jestem taki wredny, wbrew pozorom i powszechnym opiniom (pozdrawiam zainteresowanych). Postanowiłem, że postoję sobie w korytarzu, posłucham muzyki i powdycham świeże, ciepłe jak na tę porę roku powietrze. Wytrzymałem 27 minut, albo po przejściu czterech pasażerów za moimi plecami. Najpierw hipis z browarem w ręku, a później trzy sympatyczne i przepraszające panie o wymiarach niekoniecznie pasujących do okładki Women's Health. Nie byłoby problemu, gdyby nie szerokość przejścia. Ale sam ledwo się mieściłem, a gdy lekko wychyliłem przez okno, moje pośladki robiły 'glonojada' na drzwiach od czyjegoś przedziału. Postanowiłem, że udam się na koniec wagonu. Stała tam jakaś dziwna, drewniana skrzynia. Najpierw ją olałem lecz po chwili zerkając na nią ponownie, uznałem to za taboret godny loga Ikei. Mój tyłek i skrzynkę dzieliło jakieś 30 cm, gdy usłyszałem rumor i trzepotanie skrzydeł. Tak, ktoś przewoził gołębie... Zastanawiałem się czy to nie przypadkiem system komunikacji pomiędzy maszynistą a zawiadowcą, no ale gdzie?! Oni radia mają! Dlatego pociągi tak wolno przyspieszają. Aparatura swoje waży. Parę minut później, po spaleniu w toalecie papierosa w tempie gimbusa ciągnącego fajka na przerwie, zauważyłem coś ciekawego. Podczas ruszania taboru drzwi od przedziałów otwierały się, a w momencie hamowania- zamykały. Skłoniło mnie to do głębszego zastanowienia. I oczywiście znalazłem na to wyjaśnienie. Jest to system ekologicznego wypróżniania podczas podróży. Jak wiecie, stare wagony nie posiadają toalet zamkniętych, wyposażonych w zbiorniki na nasze płyny i takie tam. Stąd naklejki: ZABRANIA SIĘ KORZYSTANIA Z WC PODCZAS POSTOJU POCIĄGU. Wszystko po to, by sprzątanie na dworcach ograniczyć tylko do wynoszenia bezdomnych. Dlatego też, drzwi otwierają się podczas ruszania, by umożliwić pasażerowi wyjście na spacerek do pachnącej ubikacji. Zamykanie, przypomina o zakazie korzystania z WC w pociągu będącym w bezruchu. Zgłosiłem nawet awarię konduktorowi, bo niestety nie wszystkie drzwi się otwierały. Nie zrozumiał mnie, chyba był to jego pierwszy dzień w pracy.

I

mierzę w absurd.
od siebie. dla siebie. dla Was. 

Cojakieśczasowe felietony o idiotyzmie, życiu, ludziach i świecie.